Azim ibn Jamal hrabia al-Malik pan na Nowej Andaluzji, Paladyn Zakonu Feniksa, bohater Cesarstwa, kawaler Krzyża Mantiusa Apostoła



***

Tylko ciche echo kroków rozbrzmiewało w kamiennym korytarzu. Snop światła z latarki trzymanej przez mężczyznę omiótł ścianę i fragment podłogę zatrzymując się na leżącym na podłodze szkielecie w zetlałych li halańskich szatach. Przy szkielecie przykucnęła kobieta, Ukarka w płaszczu Zakonu Eskatonicznego i zaczęła oglądać starożytne zwłoki...

***

Miasto z kamienia i gliny tętniło życiem. Pełne dwunożnych gadów śpieszących z miejsca na miejsce w sobie tylko znanych interesach, nawołujących ze straganów, tańczących w rytm bębna i dwóch dziwnych fletów, omijających groźnie wyglądających wojowników oraz kłaniających się dostojnym kapłanom. Szeroką ulicą prowadzącą na granicę zielono-błękitnej dżungli podążała grupka czteronożnych bestii, każda wielkości małego czołgu. Na czterech z pięciu jaszczurów siedzieli ludzie: mężczyzna w barwnej almalickiej szacie, drugi, ubrany na biało z wygoloną na łyso głowo, trzeci w mundurowej kurtce Hazatów i ostatni, blondyn z modliszką Decadosów na piersi.

***

Dopadł do masywnego fotela i ogarnął przenikliwym spojrzeniem konsolę pełną błyskających światełek i niezliczonych przełączników. Nałożył na głowę opaskę z komunikatorem, po czym, wsłuchując się w powtarzane instrukcje zaczął naciskać kolejne przełączniki. Na jednym z oparć fotela otworzyła się konsolka i wysunął się drążek. Złapał go i spojrzał z determinacją na przypinającego się na sąsiednim fotelu Ukara.

***

Dziewczynka siedząca ze splecionymi nogami na łóżku spojrzała na wirujący w powietrzu sześcian po czym uśmiechnęła się do siedzącego na podłodze mężczyzny. Odpowiedział jej przeszywającym spojrzeniem. Identyczny sześcian leżący na podłodze koło jego nóg drgną i powoli uniósł się w górę. Uśmiech mężczyzny wyrażał triumf... triumf i dumę.

***

Al-Malik i Hazat stojąc przy oknie spoglądali na znajdujące się w dole miasto. Tam motłoch i grupy czerwono odzianych pielgrzymów raz po raz ścierali się ze strażnikami i napadali na bezbronnych. Obaj mężczyźni wymienili ponure spojrzenia po czym ruszyli spotkać się z pozostałymi przy kolacji.

***

Mężczyzna delikatnie podłączał szary kabel wystający z niewielkiego pakunku do pokrytej obwodami płytki ignorując chłodne spojrzenie kapłana i otwarcie podejrzliwy wzrok towarzyszącego mu akolity Bractwa Wojennego. Otworzył pakunek i nacisnął kilka kolejnych klawiszy. Monitor pokrył się masą znaczków i siecią wykresów.

***

Grupa postaci w skafandrach biegła przez poskręcane korytarze kosmicznej bazy, omijając zdradzieckie rury i porozrzucane kontenery. Jedna z postaci obróciła się w miejscu i ogarnęła wzrokiem nadciągającą masę małych stworzeń. Pająkowate istoty zaczęły rozbryzgiwać się całymi grupami. Druga sylwetka przypadła na jedno kolano i otworzył ogień z trzymanego karabinu plazmowego. Ładunki energii wypalały ciała kolejnych stworów. Zbyt wolno w porównaniu z coraz szybciej nadciągającymi masami...

***

Szereg masywnych pancerzy i kilka osób w lżejszych skafandrach podążający przez korytarze. Korytarze po części wyryte w skale a po części wykonane z dziwnego materiału, przypominającego zarazem pajęczynę oraz twardy wosk. Dwie postacie w pancerzach wspomaganych niosło wielką skrzynię z charakterystycznym znakiem trzech czarnych trójkątów na żółtym tle. Trzecia postać, w nieco masywniejszym pancerzu spojrzała na skrzynię i uśmiechnęła się ponuro delikatnie pieszcząc trzymany w lewej ręce detonator.

***

Al-Malik, w czarnej luźnej szacie ozdobionej złotym akcentami ukląkł przed cesarzem przyjmując z jego rąk rapier. Tłum zebrany w sali tronowej pałac zaczął wiwatować. Al-Malik wstał i zszedł z podwyższenia by dołączyć do pozostałych bohaterów zwycięskiej wyprawy. Na jego ustach gościł swobodny enigmatyczny uśmiech ale w jego oczach duma mieszała się ze skrywaną niechęcią

***

Sześć postaci podążało korytarzem li halańskiego pałacu, prowadzonych przez płynąca powoli zakolami strużkę krwi. Nagle strużka krwi skręciła i wpłynęła pod znajdujące się po prawej drzwi. Ukar podszedł i zdecydowanie odsunął drzwi. Weszli. Dziecięca sylwetka podniosła głowę i spojrzała na prowadzącego. Idący z tyłu al-Malik przeszył dziecko przenikliwym spojrzeniem i głośno wciągnął powietrze.

***

Strażnicy zebrali się w kręgu. Cała trójka patrzyła się na ciało martwej blondynki. Wysoki brunet stojący nad zwłokami obrócił się w ich stronę i wyciągnął ręce w kierunku al-Malika trzymającego dziecko. Po chwili wyraźnego wahania ten oddał mu dziecko. W jego oczach widać było wyraźne wątpliwości. Zwłaszcza wtedy kiedy patrzył się na odbierającego dziecko.

***

Dobrze zbudowany nagi mężczyzna o krótkich kręconych czarnych włosach spojrzał z lekkim półuśmieszkiem na towarzyszące mu kobiety, obie bardzo piękne i ponętne. Jeszcze przez chwilę utrzymał swoje przeszywające spojrzenie na ich nagich ciałach po czym odkręcił wodę. Łaźnia wypełniła się strugami wody i szumem pryszniców. Zaczęli rozmawiać.

***

Mężczyzna zatopił się w niekształtnym fotelu. Ten powoli i łagodnie otulił go łącząc go ze Statkiem. Myśli popłynęły pomiędzy oboma. Statek oderwał się od płyty i pomknął w przestrzeń. Wszechświat był tylko dla nich.

***

Mężczyzna usiadł na brzegu łóżka biorąc za rękę na wpółleżącą kobietę. Ona, niesamowicie piękna, mimo potarganych włosów, twarzy wykrzywionej w smutku, a może desperacji ścisnęła jego dłoń. Objął ją, objął mimo jej widocznego wahania, może nawet strachu. Nie strachu przed nim, ale przed samą sobą.

***

Kobieta uklękła przy nim, rozpaczliwie próbując opatrzyć rozdartą ranę brzucha. Na jego twarzy majaczył słaby, bezmyślny uśmiech człowieka oszołomionego narkotykiem. Przez chwilę wodził oczami za kobietą klęczącą przy nim, podziwiając jej piękno. Potem przymknął je i zadrżał kiedy kolejna porcja środka przeciwbólowego zgrała się z jego własnymi nerwami śpiewającymi pieśń ukojenia. Nic nie miało większego znaczenia. Śmierć w przyszłości była nieistotna, sama przyszłość była abstraktem, było tylko teraz pełne niczego i nigdzie, gdziekolwiek to nigdzie się znajdowało...

***

Mężczyzna po raz kolejny stawał przed swoim cesarzem. Tym razem odziany w mundurową kurtkę wojsk cesarskich, bez żadnych insygniów, odznaczeń czy baretek. Przyjął od swego władcy miecz i płaszcz, i złotą broszę mającą zastąpić starą, srebrną... Kolejni towarzysze i kolejni goście zaczęli składać mu gratulacje z okazji awansu. To był męczący poranek, a kolejne godziny miały byś jeszcze gorsze.

***

Stali w okrągłej komnacie otoczeni płaskorzeźbami przedstawiającymi istot. Ludzi, Ukarów-Obunów, Oro'ymów i całą masę nieznanych istot. Mężczyzna podszedł, dotknął płaskorzeźby przedstawiającej dziwnie ufryzowanych ludzi i ruszył do jednego z dwóch kamieni znajdujących się przy potężnych kamiennych drzwiach.

***

Rzucił się z iniektorem na czarnowłosą kobietę lewitującą powoli przez pokój w kierunku drugiej, rudowłosej. Czarnowłosa bez trudu złapała go za kołnierz, ale on szarpnął się w dół i do tyłu wyślizgując z luźnej wierzchniej szaty jednocześnie wbijając iniektor w wyciągniętą rękę. Rozpętało się piekło.

***

Kobieta zaśmiała się patrząc na posąg. On objął ją i zaczął całować. Obaj stojący z tyłu Ukarowie wymienili złośliwe spojrzenia i wyszli bez słowa.

***

W niedużym pomieszczeniu znajdował się stół, przy którym siedział martwy mężczyzna z wbitym w kark monosztyletem, wielka skrzynia pod ścianą i podobny do trumny pojemnik pod przeciwną. Jedna z leżących na podłodze postaci w pancerzu wspomagany lekko poruszyła się, w oparze unoszącym się w pomieszczeniu widać było ruchy wywołany wyciekającym ze zbroi powietrzem... Z dużej skrzyni rozległ się trzask, kiedy wyświetlacz odliczający czas zaczął zbliżać się do zera. W tym samym czasie w dużym hangarze, na stojącej tam kanapie al-Malik z białym kosmykiem włosów zadrżał. Po jego skroni spłynęły krople potu. Pochyli głowę, skupił się w sobie. Na dole licznik wybił zero, suchy trzask przeszedł w zgrzyt i chrupot pękającego mechanizmu. Do pomieszczenia wbiegła kolejna postać w pancerzu wspomaganym, dopadła skrzyni i dwoma ruchami zdarła pokrywę i wyciągnęła zapalnik. Ładunek nuklearny został rozbrojony. Na górze wszyscy odetchnęli z ulgą i zaczęli przygotowywać się do ewakuacji. Nagle al-Malik rzucił się do tyłu upadając niezgrabnie na podłogę po fikołku przez kanapę. Tylko o włos wyprzedził wymierzone w niego ostrze. Potężna, ponad dwumetrowa postać niespodziewanie pojawiła się na środku pomieszczenia...

***

Półnagi mężczyzna niosący owiniętą płaszczem kobietę zatoczył się, ciężko uderzając bokiem o pokrytą płaskorzeźbami ścianę. Zatrzymał się i nabierając powietrza oparł o ścianę. Bardzo piękna, nieprzytomna kobieta na jego rękach zaczęła drżeć. On poprawił spowijający ją płaszcz, zamknął oczy i odchylił do tyłu głowę, szorując resztkami wypadających włosów o ścianę. Nagle wyprostował się, kiedy jego mięśnie gwałtownie napięły się. Otworzył pełne determinacji oczy i ruszył dalej poprzez pomieszczenie wyszukując jedną ręką przejścia w ścianie. W jego głowie ciągle dudniły słowa... Nie zostawiaj mnie...

***

Z wysokości wielu, wielu pięter starożytnej wieży mężczyzna spojrzał w dół ogromnej sali. "Strzelajcie!" - Krzyknął do towarzyszących mu ukarów na widok postaci w postrzępionych Eskatonicznych szatach kroczącej w stronę wielkiego świecącego zielonkawym światłem kryształu. "On nie może dotknąć kryształu!" Powietrze rozdarł huk wystrzałów zwielokrotniony echem w ogromnej jaskini. Sylwetki z ręcznymi miotaczami ognia ruszyły biegiem w dół po rampach...

***

Bardzo wysoki, jasnoskóry mężczyzna z włosami splecionymi w cieniutkie warkoczyki brutalnie pchnął półżywego, białowłosego ukara z pojedynczym kosmykiem czarnych włosów na klepisko w namiocie. Obunka natychmiast podbiegła do swego męża z trudem wciągając go na prostą pryczę. Spojrzała jeszcze z nienawiścią na plecy odchodzącego oprawcy poczym sięgnęła po miskę z wodą i balsamem i zaczęła przemywać plecy ukara posiekane razami bicza.

***

Pośpiesznie naciągający koszulę al-Malik z białym pasmem włosów przeciskał się przez kłębiącą się na podłodze masę męskich i kobiecych ciał. Wskoczył na znajdujący się obok postument i zaczął dawać znaki innemu ubranemu mężczyźnie po przeciwnej stronie sali. Tamten dał kiwnął głową i sam zaczął się przepychać w tym samym kierunku. Al-Malik zeskoczył z postumentu i ruszył pośpiesznie w kierunku pięknej kobiety ubranej w ogniste szaty przepasane zieloną szarfą klęczącą przy nieprzytomnym hindusie.

***

Czarnowłosa kobieta wyrwała się gwałtownie z ciąg porywających ją dalej wizji i wciągnęła głęboko powietrze. "To on" zdała sobie sprawę, że klęczy na kolanach "znaleźliśmy go." Spojrzała na trzymaną w rękach czaszkę. Stary wyschnięty czerep w niczym nie przypominał przystojnego czarnowłosego al-Malika. Jednolita wyblakła żółć daleka była od jego śniadej cery a brak żuchwy zostawiał pustkę w miejscu gdzie kiedyś znajdowała się krótka broda i wąsy. Delikatnie położyła czaszkę na przygotowaną płachtę synthjedwabiu obok garści żeber i innych kości. "Czy zostawił po sobie potomków?" Zapytał jeden z jej towarzyszy. "Nie wiem," odparła "nie odważyłam się prześledzić jego historii do końca" cofnęła rękę kiedy zdała sobie sprawę, że bawi się kosmkiem białych włosów, pamiątką po dawno zapomnianych przodkach...


Aby skomentować ten opis kliknij TUTAJ

POWRÓT