Vasil
Vasil Kropotkin, Adiunkt Najświętszego Zakonu Inżynierów



13 września 4986 roku, godzina 9:12, sala nr 43, lekcja:


- Panie Kropotkin? - potężna kobieta wsparła swe cielsko na biurku i zmierzyła chłopaka przenikliwym spojrzeniem cyberoczu - Panie Kropotkin! Jak długo każe nam pan czekać?

- Ale psze pani. Dopiero co kazała mi się pani zamknąć wreszcie i nie zachowywać jak terrańska małpa.

- Miał pan słuchać, panie Kropotkin. A teraz, - jej krzywy wyraz twarzy jeszcze spaskudniał, kiedy sunęła w jego kierunku jak góra w czasie orogenezy, szurając przydeptanymi kapciami - czy zechciałby pan łaskawie udzielić odpowiedzi na moje pytanie?

- Oczywiście, psze pani.

- No to proszę. - teraz już dominowała nad nim jak planeta-gigant nad niewielkim księżycem.

- O co mnie pani prosi, psze pani? - uśmiechnął się z uprzejmym zaciekawieniem, zadzierając głowę, by widzieć jej twarz.

- Kropotkin, nie udawaj głupszego niż jesteś. Pytałam…

- Ja nie udaję, psze pani. Uczę się od starszych. - nie spuścił wzroku. To było wyzwanie.

- Kropotkin! - jej głos zadrżał - Niech pan nie przegina! Co pan sobie wyobraża?!

- No, więc jeśli o tym mowa… - jego głos wciąż był beznamiętny i opanowany. Wiedział, że prędzej czy później wyprowadzi ją to z równowagi. Wtem, spostrzegł porozumiewawcze gesty kolegów. Kiwnął dyskretnie głową.

- Cisza! - przerwała mu - Patrz jak do ciebie mówię! I wstań, kiedy rozmawiasz ze starszymi… - szmer krzeseł przeszedł po sali - …od siebie. Jeśli historia wielkich wynalazków pana nie interesuje, niech pan chociaż nie przeszkadza innym. Niektórzy, w przeciwieństwie do pana, chcą do czegoś w życiu dojść.

- Z pewnością, psze pani, historia im w tym pomoże… - ruch za jej plecami stawał się coraz intensywniejszy.

- Co?! Jak pan śmie?! - kilka jej podbródków drżało jak żurawinowa galareta - Dzienniczek, ale już!

- No nie. Znowu?

- Zobaczymy, co na to powiedzą pana rodzice. Współczuję im takiego…

- Powiedzą: "znowu?", a następnie spytają, czy…

- Dosyć! - miał wrażenie, że jej ceramstalowe oprawki zaraz zaczną się topić. Szkła już zaparowały - Dosyć, dosyć, dosyć! Tego już za wiele! Za mną, do dyrektora!

Obróciła się sapiąc… i stanęła jak wryta. Drzwi zamknęły się z trzaskiem. W sali było pusto





Dzienniczek Ucznia


"Uczeń założył sobie papierową torbę na głowę i udawał, że go nie ma."





Aby skomentować ten opis kliknij TUTAJ

POWRÓT